Plan na dziś to Astrachań i granica kazachska ! Kilometr leci za kilometrem, droga rowna, płaska, ruch bardzo mały, ogólnie super, sprzety furczą, wielkie robale rozbijają się o motocykle - tylko uczucie ich flakow rozpryskujacych się na nieosłonietej przez podwiniete spodnie nodze nie jest najprzyjemniejszym uczuciem.
Link do poprzedniego odcinka:
http://omko.pl/artykul/83/-cz-3-nowy-jork-w-te-i-w…
Link do pierwszego odcinka:
http://omko.pl/artykul/76/-czesc-1-nowy-jork-w-te-…
21.07.2010
Pobudka o normalnej porze, szybki prysznic pakowanie i jedziemy :)
Plan na dziś to Astrachań i granica kazachska !
Kilometr leci za kilometrem, droga rowna, płaska, ruch bardzo mały, ogolnie super, sprzety furczą, wielkie robale rozbijają się o motocykle, tylko uczucie ich flakow rozpryskujacych się na nieosłonietej przez podwiniete spodnie nodze nie jest najprzyjemniejszym uczuciem :)
Lecimy w zakresach predkosci 110-130 i nagle tracę ekipę w lusterku...
Kurna, co jest ? Zawracam, wszyscy stoją na poboczu, Kubie zabrakło paliwa :D
Zlanie tego co było w 2l butelkach Touratecha, hie hie hie, a wystarczyło wcześniej zatankować :) dobrze ze była rezerwa, z tego widać, że do 12GSa wypada mieć kanister, o czym jeszcze nie raz się przekonamy... Ruszamy dalej.
Pod Carycynem, znaczy się Stalingradem a dzisiejszym Wołgogradem tankujemy po raz kolejny, na chyba już ostatniej stacji gdzie można płacic kartą.
Wjezdzamy do miasta od południowego zachodu tylko deliketnie je zahaczajac, zaliczamy jednak wycieczke trasą troljebusa :) która ma chyba z 5km, nic to do tej na Krymie jednak tu idzie tez tor tramwajowy, ta nitka zaś co jakis czas przecinana jest małymi skrzyzowaniami :)
Wyjeżdżamy z miasta i zaczyna się step... Zjeżdżamy do przydroznej knajpki dla tirowców i jemy nasze tradycyjne śniadanie :)
Omlet + pomidor z cebulką i kawa :)
Dalej wzdłuż Wołgi lecimy do Astrachania, rzeke widzimy tylko raz, droga niestety nie idzie samym brzegiem, więc powdziwiac ją ciężko, trzeba zjechać od kilkuset metrów do kilku kilometrów z naszej trasy, zaś nas goni czas i nie mamy takiej możliwości :(
Do Astrachania docieramy około 17, miasto dość przyjemne, zwłaszcza ze względu na to, że jedziemy przez centrum i stoimy tylko w jednym korku, ruch idzie sprawnie, ulice szerokie tylko ze... troche się gubimy, tym razem nie ja jade pierwszy i prowadzacy nie patrzy w lusterko, co skutkuje tym ze z Jareckim zostajemy gdzies z tyłu, jednak szybko doganiamy ekipe. W centrum miasta przejezdzamy przez most na Wołdze, liczyłem ze zobacze najwiekszą rzeke Europy... niestety się przliczyłem :(
Wołga w Astrachaniu i okolicach tworzy delte i niestety uchodzi wieloma kanałami o szerokości zbliżonej do Wisły... Całe szczęście miłościwy Bóg pomyslał o strudzonych motocyklistach i na otarcie łez zesłał nam sliczne rosjanki paradujace w strojach kapielowych po owym moscie :)
Po wyjeździe z miasta czekał nas kolejny most tym razem pontonowy na rzece Bużan, pan szlabanowy pobrał drobną opłate i jazda, noooooo to była jazda, pływaki niestabilne, jak to na moscie pontonowym, woda wychlapuje na „jezdnie” sliskie to jak cholera i jeszcze na srodku wystają sruby, no takie hmmmm może M60 :D zajebiscie wielkie :)
Od przeprawy do granicy zostaje jakieś 10km, jedziemy przez zielone pastwiska porośnięte bardzo soczystą trawą, zupełnie nie przypomina to stepu przez który jechalismy jeszcze chwile temu...
Wjeżdżamy na granice Rosyjską i załatwiamy wszystko raz dwa :)
Rosyjscy celnicy smieja się z nas ze chcemy jechac do Tadzykistanu, "tam z ludzi robią szaszłyki", mówi jeden pokazujac na Rona i dorzuca, z Ciebie będzie dobry szaszłyk, jednak patrząc na mnie mówi, Ciebie puszczą wolno, z Ciebie nie ma co jeść :)
Spotkany kierowca rosyjski straszy grasujacymi bandami i pewnym niebezpieczeństwem.
Mówi też ze telefony działają 100km od granicy i w duzych miastach, dalej podobno nie ma zasięgu, jednak nie to jest najgorsze...
Jest pewien ze w Uzbekistanie nie ma paliwa, ze jest kryzys i z benzyną jest problem, mowi ze dizel jest jednak benzyny nie ma...
Trochę nas to deprymuje chociaz... ja jestem cały czas dobrej mysli :)
Za granicą Rosyjską pas ziemi niczyjej, ok 10 km do mostu na rzece, na samej górze mostu pogranicznik odbiera karteczke i jedziemy pod szlaban kazachski, dojezdzamy do niego w promieniach zachodzacego słonca...
Chwila czekania, zamieniamy kilka zdan z pogranicznikiem i wjezdzamy na granice, zaczyna się papierologia i od okienka do okienka...
Kuba oczywiscie wszystko rozumie, wszystko tłumaczy i z celnikami się swietnie dogaduje... do momentu jak jeden z nich widzac ze ma do czynienia z rozumnym człowiekiem stwierdza - 50$ od każdego albo się rozpakowujecie !
ku*wA !!!!!! mowilem tysiac razy zeby z nimi nie gadać, udawać wariata !
No i co ? I się rozpakowujemy, w miedzyczasie Ron łapie kawałek szkła w koło i spycha sprzeta na bok bez powietrza w tyle ;/
Kuba wszystko na wierzch, Jarecki wszystko na wierzch, otworzylem kacapowi tankbaga i mowie szukaj sobie, a co bede ch*jowi pomagał, ten idzie do Rona a on do niego ze nie ma czasu się rozpakowywać bo złapał flaka. Olany kacap troche się chyba wku*wil bo zabral się do przegladania mojego tankbaga, jednak po chwili odpuscil bo pojawil się jego przelozony. Z nim zamieniłem kilka zdan po angielsku, wytłumaczyl gdzie pomieniac pieniadze gdzie poszukac noclegu, w międzyczasie Ron z Kuba zakołkowali gume. Do odjazdu gotowi bylismy już po zmroku.
Podjechaliśmy pod szlaban i naszym oczom ukazał się widok kazachskich kobiet wyłaniajacych się z dantejskich ciemnosci... kazda z nich krzyczała „tangie” „tangie”.
Kurna, co to jest tangie ? Może Dięgi ? Podjechalismy pod przygraniczny motel w ktorym powiedzieli nam ze noclegow nie ma a pieniadze można wymienic u mijanych krzykaczek :) Jarecki z Kuba poszli wymienic jakis dolary, po chwili wrocili i co tu robic ?
Ciemno jak w dupie, nie ma gdzie spac no i... droga raczej „wackowa” :)
Ruszamy w strone Atiraw, podobno za kilka km jest motel, rzczywiscie był, Kuba poszedl dowiedzieć się co i jak po chwili wraca z informacja ze miejsc nie ma... Chwila konsternacji i pomysł, to może zapytac czy można rozstawic na namioty. Ide z Kuba zapytac...
Do końca życia nie zapomnę tego durnego mongolskiego ryja który udzielał mi odpowiedzi... Kobita koło lat 30stu, jak już się domysliliscie o skosnych rysach, mała, gruba, w srodku nocy z wrednym uśmiechem na ryju na pytanie o rozstawienie namiotu odpowiada „ nie lzja” nosz ku*wa zabić za ten uśmiech !
Do tego dorzuca, dalej macie inny hotel, możecie sobie pojechać i poszukać, dobra, jak dalej ? Nie wie !
Ruszamy we wskazanym kierunku, troche błądzimy w jakimś miasteczku jednak w końcu znajdujemy motel, cena jednak nas powala więc bierzemy jakieś papu, 2 piwa i... dziś spimy w hotelu Tysiąc Gwiazdkowym :) kazdy może wstawić do pokoju motocykl, klima działa, a z głośników leci cykanie świerszczy :) zasypiam jak zabity z tankbagiem pod głową, przykryty kurtą... lubie spac na dworze pod motocyklem :)
Link do następnego odcinka:
http://omko.pl/artykul/85/-cz-5-nowy-jork-w-te-i-w… |