Jest piątek, słońce świeci wysoko, a w moim sercu krzyk, ja chcę na moto.... i z tym okrzykiem przetrwałam do soboty. ....
Moja kochana Silver Lady, jest daleko od domku i jak tam się dostać
Wspaniała koleżanka Pictusia, powiedziała:
- nic się nie martw, ja przyjadę po ciebie i na własnych "plecach" cię zawiozę :)
O 12,30 punktualnie przyjechała po mnie, wzięłyśmy śpiwory, namioty, spakowałyśmy się razem z kolegą Hermesem, który także przyjechał, i ruszyłyśmy po kochaną maszynę.
Droga przez miasto nie była taka zła, tylko jedynie ul. Krakowska doprowadził nas prawie do roztopienia całkowitego. Okrutny korek, a my w grubych odzieniach, kaskach na głowie, i z potem na czole, dzielnie pokonałyśmy z prędkością światła (10km/h) ten odcinek drogi.
Dojechałyśmy na miejsce ..., motorek już czekał na mnie przygotowany do drogi.
Za chwilkę, ma dojechać kolega Kajtek, ze swoją druga połową Agą. Tak więc, mamy chwilkę na szybką kawusię i pieczywo wypieku domowego. Pojedliśmy, popiliśmy, wsiedliśmy na maszyny i w drogę. Jeszcze nie dążyłam wyjechać z podwórka, a tu już paliwa brak :!
Nieeeee, trzeba było tylko, na rezerwę przełączyć:) Do stacji jest niedaleko, więc paliwa wystarczy.
No to pojechaliśmy ...
Droga piękna .... słońce wysoko ... dookoła łany kwitnącego rzepaku, o unoszącym się zapachu ...., po prostu .... to jest to
Zakręt jeden, drugi ..., dziesiąty ... kurcze Lady nie chce skręcić, a przede mną drzewo i jakiś dom :! co robić .....
Ufff po "dyskusji" przekonałam ją żeby skręciła.
Zakręt dwudziesty, trzydziesty, nagle ... kolejny ostry zakręt, piach na drodze, i .... Silver Lady wpadła do rowu :(
Raju, co teraz? głębokość dołu około 1m50cm z wodą. Jak ją wyciągnąć, czy maszyna odpali? Burza mózgu przeszła mi przez głowę, ale nie ma to, jak prawdziwi mężczyźni - silni, sprytni i opanowani. Z "małymi" trudnościami, ale udało im się i wyciągnęli Lady na suchy ląd :)(ja byłam w lekkim szoku. Nie bardzo wiedziałam, co mam robić, chciałam ja sama wyciągać).
Aga wyciągnęła własną koszulkę (wyciągnęła z kufra, nie zdjęła) by móc ślicznotkę moją wytrzeć z brudu.
Ocenione straty to:
brak lusterka prawego (a po co komu prawe lusterko), lekkie rysy po lewej stronie, i .... nic poza tym, można jechać :D
Tak też uczyniliśmy, każdy wsiadł na swoją maszynę i w drogę, bo przed nami jeszcze 20 km do punktu celu, czyli zlot w Oleśnicy.
Już bez przygód dotarliśmy do Boguszyc, gdzie odbywała się już impreza od piątku.
W Boguszycach impreza była ....., kto był to wie :D
A dla innych małe streszczenie na zdjęciach ;)
Powrót w niedziele bez przygód, ale z większą pokorą :)
I tak nabiłam swoje pierwsze 150 km | |