Relacja z ostatniej w tym sezonie, finałowej edycji zawodów z serii Honda Gymkhana w Markach pod Warszawą.
Jako że dopiero co zawitaliśmy z powrotem do Wrocławia, a za 2 godziny pora wstawać do pracy - relacja będzie krótka i bez zbędnego przynudzania. Bez przydługich wstępów nic nie wnoszących do tematu, bez gadania o niczym, naprawdę same konkrety. Same syte, grube i tłuste konkrety!
Piatek, godzina 18. Drużyna RPM Wrocław - ja, Kasia, Karolina, Mittek, Zachar, Oscar i Mariusz (dealer Hondy) pakujemy motocykle na przyczepki. Benek i Wojtek dojadą na kołach jutro rano. Przed 20 udaje się wyruszyć i po długiej i nudnej trasie docieramy w okolice Warszawy na ulicę Motocyklistów, gdzie się instalujemy. Aby instalacja przebiegła pomyślnie, wspomagamy ją czeskim piwem i winem domowej roboty.
Sobota, godzina 7.00 - dzwonią budziki Sobota, godzina 8.00 - budziki przestają dzwonić Sobota, godzina 9.00 - wczesna pobudka, szybkie śniadanko i jedziemy na zawody. Sobota przeznaczona jest w całości na treningi. Na miejscu okazuje się, że frekwencja dopisała jak nigdy - w sumie nic dziwnego - brak opłat za wzięcie udziału, rozmaite gratisy (koszulki, czapki i plecaki dla każdego zawodnika, pełna micha jadła przez oba dni imprezy) spowodowały, że już na kilka dni przed zapisami formularz rejestracyjny został zamknięty.
Mimo że rozkład tras treningowych został opracowany tak, aby maksymalnie wykorzystać dostępną, znacznie mniejszą niż np. w poznańskiej edycji przestrzeń i mimo podziału na 2 grupy, tworzyły się kolejki. Tragedii jednak nie było - rozjeżdżenie się i przećwiczenie głównych elementów nie stanowiło problemu. Stopień zaawansowania poszczególnych zawodników był bardzo różny, zdarzały się drobne wywrotki, ale ogólnie trenigni przebiegały bez zakłóceń.
Poza gymkhaną Honda przygotowała również inne atrakcje towarzyszące - wyścigi zdalnie sterowanych samochodzików, symulatory jazdy motocyklem itp.
Dzień powoli dobiegał końca, co oznaczało że trzeba powoli wracać - druga nieprzespana noc z rzędu z pewnością nie pomogłaby w jazdach konkursowych.
Niedziela rano
Niektórzy po wczorajszym dniu nie są pewni swoich promili, tak więc wsiadam za kierownicę busa i jedziemy na Marki w trybie pośpiesznym. Nienajlepszy czas (budziki znowu nie dały rady) oraz moje nawyki z motocykla sprawiają, że wszyscy są raczej mocno pos*ani, a jadący za nami tuningowany golf ("obniżone" tylne zawieszenie i te sprawy) z resztą ekipy z trudem daje radę za nami nadążyć, ale dzięki temu udaje nam się dotrzeć na miejsce z zaledwie 30-minutowym spóźnieniem. Szybka rejestracja i pozostaje jeszcze około pół godziny rozgrzewki. Niestety - okazało się, że rozgrzewka polega głównie na staniu i przesuwaniu się w kolejce, gotując się w kasku i motocyklowych ciuchach (jak na wrzesień pogoda dopisała w 100%), od czasu do czasu z przerwą na kilkadziesiąt sekund jazdy między pachołkami. Duża liczba uczestników w połączeniu z małym placem uczyniła rozgrzewkę w zasadzie bezużyteczną.
W międzyczasie można było podziwiać pokazy II Wicemistrza Świata w Trialu - Takahisa Fujinami, który wskakiwał swoim motocyklem na samochody ze wszystkich możliwych stron i wyczyniał rozmaite inne akrobacje.
1. runda
Po rozgrzaniu się "na boku", podjeżdżam na start jako pierwszy z naszej drużyny na Hondzie VFR 750 (motocykl Mateusza Mittka, który pożyczył mi Zachar) i oczywiście przejeżdżam nie tędy co trzeba. Na szczęście ogarnąłem się w miarę szybko, nie wykonując typowego dla takich sytuacji manewru polegającego na zatrzymaniu, podparciu się obiema nogami i rozglądaniu się przez pół minuty. Niemniej chwila nieuwagi kosztowała mnie kilka sekund straty i czas 1. przejazdu wyniósł ok. 1min 13sek.
Kolejna od nas jedzie Karolina Miechowska na skuterze PCX, która przycieranie podestami opanowała do perfekcji i uzyskałaby naprawdę dobry czas, gdyby nie podparła się nogami i gdyby.. zatrzymała się na mecie... Czas również ok 1min 13sek. Następny z "naszych" jest Beniamin Mucha na CBR600, jeden z liderów tych zawodów (stawał już na podium w poprzednich edycjach) i pewnie byłby liderem nadal, gdyby nie.. pomylił pachołków! Zakończył przejazd z czasem ok. 1min 6sek. O "zagubionym w akcji" Wojciechu Polaku na Burgmanie 650 lepiej już nie wspominać. W tym momencie większość z osób które to czytają uzna, że drużyna RPM Wrocław składa się głównie z opóźnionych w rozwoju pantofelków, ale na nasze usprawiedliwienie mogę powiedzieć że przebieg trasy był naprawdę zagmatfany i średnio co drugi - co trzeci zawodnik gubił się albo przynajmniej musiał na chwilę zwolnić aby skorygować błędnie obrany tor jazdy. Honor drużyny uratowała reszta ekipy przejeżdżając bez błędów - Katarzyna Wachowska na CB500 (czas ok. 1min 29sek), Paweł Zachariasz na VFR 750 (ok. 1min 4 sek) i Mateusz Mittek (ok. 58sek).
2. runda
Drugi przejazd dawał szansę na zrehabilitowanie się, chociaż sytuacji i tak już nie dało się znacząco poprawić (liczona była suma obu czasów). Tak czy inaczej, Karolina za drugim razem pojechała bardzo dobrze, uzyskując czas 1min 6 sek, mi też szło nienajgorzej do momentu kiedy narowista VFR-a podrzuciła nieco przednie koło tracąc stabilność. Dociągnięcie kierownicy do ogranicznika niewiele dało i musiałem podeprzeć się noga (co jest równoznaczne z doliczeniem 1. sekundy kary), jednocześnie tą nieszczęsną nogą potrącając pachołek (kolejna sekunda poszła się je*ać). Ostatecznie po doliczeniu punktów karnych uzyskałem ok. 1min 8sek, co i tak dało 5-sekundową poprawę. Niezwykłą klasę pokazał Benek, tym razem przejeżdżając bezbłędnie i jak zwykle płynnie, prawie idealnie dobierając tor jazdy, co zaoowocowało czasem około 57 sekund (2. najlepszy czas podczas całych zawodów).
Puchar Prezesa Honda Poland
Następnie pierwszych 16-zawodników, którzy osiągnęli najlepsze czasy zmierzyło się ze sobą systemem pucharowym (tor był ułożony w dwóch kopiach, równolegle, tak że konkurencja była bardzo widowiskowa). Zwyciężył Wojciech Grodzki na Hornecie 600, który osiągał czasy rzędu 53-55 sekund. Nie było to wielką niespodzianką, gdyż był najlepszy we wszystkich dotychczasowych edycjach Honda Gymkhana w tym roku.
Ostatnią atrakcją był pojedynek zwycięzcy zawodów z Takahisa Fujinami, który na swojej trialówce jechał bardzo efektownie, ale jednak trochę wolniej (czas ok. 57 sekund) - ostatecznie więc Wojtek wygrał wszystko co było do wygrania.
Podsumowując - impreza, mimo ciasnego placu i ogólnie braku przestrzeni udała się. Z drobnych organizacyjnych niedociągnięć można wymienić szwankującą fotokomórkę (czasem trzeba było powtarzać starty) oraz brak kontroli nad czystościa placu (zwłaszcza pod koniec drugiego dnia na tor wtaczały się butelki, puszki po napojach i ulotki, których obsługa nie zauważała w porę). Pogoda dopisała nadzwyczajnie, frekwencja również, zawodnicy wyraźnie podnieśli swoje umiejętności w porównaniu do pierwszych edycji - tak że było na co popatrzeć. Zamknięcie sezonu było więc całkiem udane, zobaczymy co nas czeka w przyszłym roku.